Oligarchia to problem nie tylko Rosyjski. Dotyczy także USA tyle, że bardziej o czym pisze William Engdahl: Princeton podało oficjalnie: USA są oligarchią, już nie demokracją

 

William Engdahl

 

Amerykańskie media chętnie mówią o „rosyjskich oligarchach” tak, jakby Rosja była jedynym krajem umożliwiającym akumulację tak bezprecedensowego bogactwa. Jelcynowe dni burdelu i upadku były świadkami powstania wielu ogromnych majątków i oligarchów – osób z bardzo wielkim majątkiem. Niektórzy z nich byli patriotami, inni jak Chodorkowski lub nieżyjący i przez nikogo nieopłakiwany Boris Berezowski, okazali się bezwzględnymi gangsterami.

Jednak nowe studium profesora Uniwersytetu Princeton nt. wpływu bardzo bogatych lub silnych gospodarczo osób na politykę amerykańską tłumaczy, jak amerykańska autentyczna oligarchia przeprowadziła w ostatnich trzech dekadach, od ery Ronalda Reagana, powolny pucz w zakresie polityki krajowej i zagranicznej. Oligarchia ta jest dziś główną siłą stojącą za wojnami i chaosem na całym świecie

Ukończyłem studia doktoranckie na jednym z najbardziej elitarnych amerykańskich uniwersytetów, na Princeton. Było to w latach 60. Inni studenci przyszli z elitarnych przygotowawczych szkół jak Andover lub Exeter. Studenci nosili różne nazwiska, np. Firestone lub książę Faisal. Czesne wtedy wynosiło 650 dolarów rocznie, tyle ile dałem w 1956 r. za swój używany Chevy. Mogłem je zapłacić jedynie dzięki temu, że dostałem pełne uniwersyteckie stypendium i pomocy pracującej matki z jej skromnych zarobków. Dziś roczne czesne w Princeton to 41,820 dolarów. Princeton to pieniądze i elitarne rodziny. Dlatego z zainteresowaniem zapoznałem się z nowym studium opublikowanym przez dwóch profesorów dotyczących bogactwa w Ameryce od 1981 r. Ich autorzy to Martin Gilens, profesor polityki w Princeton oraz Benjamin I. Pagem, profesor Uniwersytetu Północnowschodniego. Wynik tej wyjątkowej analizy kończy się wnioskiem: „elita gospodarcza i zorganizowane grupy działające w imieniu interesów przedsiębiorców, mają wyraźny i samodzielny wpływ na amerykański rząd i polityków, podczas gdy taki wpływ przeciętnych obywatel jest mały lub żaden. Wyniki prowadzą do teorii supremacji gospodarczej elity... Amerykanie cieszą się wieloma aspektami charakterystycznymi dla demokracji jak cykliczne wybory, wolność wypowiedzi i zgromadzeń i prawo wyborcze. Ale jesteśmy przekonani, że dopóki tworzenie polityki zależne jest od silnych organizacji gospodarczych przy niewielkim wpływie Amerykanów, dopóty teza, że Ameryka jest demokratyczną społeczeństwem, jest poważnie zagrożona.”

W wypowiedzi dla mediów Gilens powiedział, że po przebadaniu 1800 politycznych inicjatyw z lat 1981-2002 okazało się, że „głównymi czynnikami w naszym politycznym systemie jest siła pieniędzy i decydująca rola poszczególnych osób i organizacji jaką odgrywają w finansowaniu kampanii i przy lobbowaniu. Inną kwestią jest niedostatek masowych organizacji, reprezentujących poglądy przeciętnych obywateli...”

Studium potwierdza to, czego byłem świadkiem jako Amerykanin w ostatnich 40 latach. Doszło do cichego puczu w państwie przeprowadzonego przez zamożną, amerykańską oligarchię. Takie nazwiska jak Bill Gates, Warren Buffet, David Rockefeller, Sheldon Adelson (główny finansista prezydenckiej kampanii Mitta Romney'a), bracia Koch (główni finansiści Tee Party), George H. W. Bush i rodzina. Owe górna 1% zmieniło podstawy amerykańskiego życia, kultury, a przede wszystkim polityki. Decyzje o wojnie z Irakiem, Afganistanem, Syrią, nie zależą od woli przeciętnych Amerykanów. Obama został wybrany dzięki przyrzeczeniu, że zamknie więzienia i bazę wojenną w Guantanamo, do czego po 6 latach nie doszło. Dostał pokojową Nagrodę Nobla na początku rządów i rozszerzył wojnę w Afganistanie, Egipcie, Libii, a ostatnio w Syrii i na Ukrainie.

Ważne, aby o tym pamiętać, gdy osądzamy „Amerykę”. Stany Zjednoczone dziś już mało przypominają to, co znałem na początku lat 60., gdy używany Chevy kosztował 650 $ a na czesne mógł sobie pozwolić każdy Amerykanin, jeśli miał ochotę studiować. Oligarchia, która przejęła kontrolę za cienką fasadą „demokracji”, ostatecznie przemysłową i socjalną tkankę USA zlikwidowała. To ona stoi za transatlantyckim handlowym i inwestycyjnym partnerstwem, za deregulacją banków, aby mogły rabować planetę. Studium prof. Gilensa z Princeton jest krzepiącym doświadczeniem, przychodzącym z jednej z najbardziej elitarnych uczelni, rzucającym światło na to, co złego stało się z Ameryką w ostatnich latach.

 

Princeton makes it official — USA Has Become Oligarchy, No Democracy ukazał się 11.11.2014 na journal-neo.org.