Choć współcześni Skandynawowie zatracili cechy swoich przodków, to jednak nie wszystkie

Szwedzkie media oskarżyły tamtejsze apteki o rasizm, ponieważ sprzedają zbyt jasne plastry.

O co chodzi? Otóż naturalizowana przez adopcję Szwedka a pochodząca z Kolumbii niejaka Paula Dahlberg, chciała kupić sobie plaster pasujący kolorem do jej skóry. Niestety, sprzedawane plastry były zbyt jasna. Poskarżyła się na to na swoim blogu określając te plastry „codziennym rasizmem" i zażądała plastrów przezroczystych. Na to „Eva Fernvall, szefowa biura ds. kontaktów z mediami szwedzkiej sieci aptek państwowych Apoteket, na antenie Sveriges Radio przeprasiła za to, że kierownictwo sieci nie kupiło plastrów, które zadowoliłyby 'nowych Szwedów'”.

Dahlberg musi mieć jakieś plecy, jest przedstawicielką lewicy, cokolwiek by to miło znaczyć, ale coś na pewno znaczy. Trudno sobie wyobrazić, że podobnie zareagowałyby szwedzkie media gdyby jakiś biały prawicowiec poskarżył się na kolor węgla, który także mógłby na nim wywierać wrażenie rasistowskiego tylko à rebours. Co więcej, znając teorię i praktykę państwa szwedzkiego można z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością przyjąć, że to on oskarżony zostałby o rasizm, ponieważ polit-poprawność działa tylko w jedną stronę.

Zresztą, można także założyć, że owa Paula Dahlberg jest częścią jakiegoś większego programu. Może np. chodzić o dalsze „rozmiękczanie” Europejczyków, poczynając od Skandynawów, których uznano za szczególnie nadających się do tego celu. Wielu z nich może to wzburzyć, a wtedy reżyserzy stojący w cieniu, spuszczą ze smyczy jakiegoś Breivika, co z kolei wykorzysta propaganda do walki z nazizmem, a fala propagandy zatopi wszelkie głosy rozsądku.

Przypomnę, że Anders Breivik, co prawda Norweg, nie Szwed, autor dwóch zamachów: na siedzibę premiera Norwegii, w którym zginęło 8 osób, oraz na uczestników obozu młodzieżówki norweskiej Partii Pracy, w którym zginęło 69 osób (za Wikipedią), podawał się za „przyszłego regenta Norwegii, w której władzę miałaby przejąć organizacja wzorowana na templariuszach (należał do konserwatywno-tradycjonalistycznego wolnomularstwa, w którym posiadał stopień mistrza, oraz do tajnego stowarzyszenia „templariuszy”). Jego działania jako regenta miałyby obejmować grupowanie Norwegów w rezerwatach i kontrolowanie ich rozmnażania w celu odbudowy populacji”.

Nie wiem jak tam Szwedzi ale Norwegowie aż tak głupi nie są i jakoś tam po cichu próbują się ratować. Eurodeputowany Janusz Wojciechowski na swoim blogu zamieścił pismo do premier Kopacz a do wiadomości Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, Ministra Sprawiedliwości, Prokuratora Generalnego, Rzeczników Praw Obywatelskich oraz Praw Dziecka informując, że „Centralny urząd ds. Dzieci i Młodzieży w Norwegii zatwierdził wniosek o wznowienie współpracy Adopsjonsforum z Polską”. Ta organizacja pozarządowa, ale utrzymująca się z rządowych dotacji ma na celu „znajdowanie rodzin zastępczych w Norwegii dla sierot i porzuconych dzieci z innych krajów”, w tym także, a może przede wszystkim - . w Polsce, skąd do tego roku przeprowadzono 30 adopcji.

Odbywa się to przy poparciu polskich organizacji adopcyjnych, co rodzić musi podejrzenie, że nie chodzi tu o dobro dzieci ale o biznes, ten oficjalny i ten nie. Coraz częściej zdarzają się przypadki odbierania rodzicom dzieci pod byle pretekstem, można więc mówić o zorganizowanej formie tego procederu. Wzrost liczby takich „odbiorów” ma – moim zdaniem – znieczulić społeczeństwo na przypadki państwowego kidnapingu.

Można sobie więc wyobrazić, że to Adopsjonsforum wybierać sobie będzie dzieci, co kojarzyć się może z „dziećmi Zamojszczyzny”.

W grudniu pisałem o tym, jak Barnevern, norweska organizacja de facto sprywatyzowana przed dekadą, oficjalnie zajmująca się ochroną dzieci, w rzeczywistości jest korporacją, takim państwem w państwie, zarabiająca na odbieraniu dzieci. Im więcej dzieci zostanie odebranych, tym większe zyski uczestniczących w tym stron: dla tego, kto zdecydował o odebraniu, dla prywatnych domów dziecka, rodzin zastępczych i ubiegających się o adopcję. Jej ofiarami, rzecz jasna, padają przebywający tam Polacy. Teraz działania rozszerzono na skalę międzynarodową.

Nie jest to bynajmniej jakaś nowość. Średniowieczni Wikingowie organizowali swoje wyprawy nie tylko po bogactwa materialne, ale także i niewolników, potrzebnych do pracy ale i do utrzymania populacji na jako takim poziomie. Teraz jest tak samo tylko opakowanie i propaganda się zmieniła.

Widać to po wynikach badań genetycznych narodów europejskich (tzw. haplogrup chromosomu Y), wg których germańskość w Norwegii, choć dominuje, to jednak tylko nieznacznie, gdyż dorównują jej geny słowiańskie i celtyckie.

Mamy więc zakrojoną na szeroką skalę akcję, która pokazuje, czym jest Polska – państwo istniejące teoretycznie. Dostarczycielem surowców, taniej siły roboczej i „ludności” dla wymierających populacji. I niech nikogo nie zmyli, że przed tysiącleciem, królową Danii Szwecji i Norwegii była Świętosława, córka Mieszka I a żona Eryka VIII Zwycięskiego oraz Swena Widłobrodego.

A to se už nevrati, pane Havranek.