Literacki nobel dla Tokarczuk. Śmiać się czy płakać?

 

Wolą Alfreda Nobla, stanowioną testamentem z 1895 było, aby nagroda w dziedzinie literatury trafiła w ręce osoby, która stworzy „najbardziej wyróżniające się dzieło w kierunku idealistycznym”. To szczytna idea ale jak to z ideami bywa, przełożona na praktykę, staje się własną karykaturą.

Tegoroczną wyborczą biegunkę poprzedziła wieść, że w tym roku ale za rok ubiegły (w zeszłym roku nie przyznano), literacką Nagrodę Nobla otrzymała Olga Tokarczuk. Cóż powiedzieć?

Dla mnie literacki Nobel stracił sens w 1980 roku, kiedy to „na giełdzie” przewijały się trzy nazwiska: Graham Greene, Czesław Miłosz i Alberto Moravia. Wiemy kto ją otrzymał i z jakiego powodu, wiemy też jakie erotyczne ciągotki kierowały Moravią, a mogło być tak pięknie. Gdyby bowiem sentencję testamentu Alfreda Nobla traktować poważnie, dostać ją powinien Greene właśnie. Było to jednak niemożliwe gdyż idea ta już wcześniej została wypaczona, nie do tego stopnia co teraz, niemniej jednak.

Greene określany jest jako pisarz katolicki, co jest prawdą o tyle, że konwertował się z anglikanizmu na katolicyzm ale poruszane przez niego problemy wypełniały to, co określić by można jako chrześcijańskie dylematy moralne, co tam, cywilizacyjne nawet. Bo też motywem przejawiającym się w jego powieściach był zwykły człowiek, pełen dysfunkcji i deficytów, który jednak w sytuacji skrajnej potrafił (choć nie zawsze) postąpić właściwie płacąc często najwyższą cenę. A wszystko to w określonych sytuacjach politycznych, w grach służb specjalnych, w które został uwikłany. Pod tym względem Greene jest kontynuatorem Josepha Conrada a poprzednikiem Johna le Carre. Nawet ten ostatni przebija Tokarczukową o lata świetlne ukazując mechanizmy działania służb specjalnych najpierw w czasie zimnej wojny, potem w symbiozie z niekoniecznie uczciwymi korporacjami aby wreszcie zdemaskować te ostatnie ukazując ich prawdziwe obliczeCzyż nie o to chodziło A. Noblowi?

Nagrodę za rok 2018 otrzymała Olga Tokarczuk „za wyobraźnię narracyjną, która z encyklopedyczną pasją reprezentuje przekraczanie granic jako formę życia”. Czym przejawia się owa wyobraźnia – oto garść cytatów:

Zacznijmy niewinnie: „Połknięty papierek zatrzymuje się w przełyku gdzieś w okolicy serca. Namaka śliną.” To pierwsze zdanie z „Ksiąg jakubowych”. Ale zostawmy księgi, składające się niekiedy z plagiatów i spójrzmy na kilka wypowiedzi laureatki. Tu już takiej niewinności nie ma.

„Ludzie myślą, że żyją bardziej intensywnie niż zwierzęta, niż rośliny, a tym bardziej - niż rzeczy. Zwierzęta przeczuwają, że żyją bardziej intensywnie niż rośliny i rzeczy. Rośliny śnią, że żyją bardziej intensywnie niż rzeczy. A rzeczy trwają, i to trwanie jest bardziej życiem niż cokolwiek innego.” Nie wiem o czym śni Tokarczuk i jakich roślin zażywa bo teraz z z grubej rury: „Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego, który nie splamił się niczym złym do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy.” „Polacy to właściciele niewolników i mordercy żydów, którzy powinni napisać swoją historię od nowa”.

No proszę, teraz już wiemy. Tokarczukowa wpisuje się w „pedagogikę wstydu” którą od jakiegoś czasu stręczą nam „starsi i mądrzejsi”, pedagogikę, która ma nas znieczulić przed nieuchronnym (chyba) rabunkiem pod pretekstem zwrotu mienia bezdziedzicznego przez organizacje „przemysłu holocaustu”. Bo przecież owe 3,5 mln zł (równowartość miliona dolarów) ktoś dał Szwedzkiej Akademii Nauk, która w tym łańcuchu jest tylko dystrybutorem środków, no i treści, oczywiście. .Tego Tokarczukowa nie rozumie, jak i tego, że jest tylko pacynką w grze, która zostanie rzucona w kąt po spełnieniu swojej roli

A odpowiadając na zawarte w tytule pytanie: nie dostali, bo pokazywali prawdę o człowieku i globalnych mechanizmach rządzących światem, czyli o systemie. A za to się nie płaci.