Dmitrij Sedov zauważa, że zwolennicy „Niekonwencjonlnego myślenia” (Querdenken) walczą z urzędami, nie noszą maseczek i dlatego niemiecka rozwiedka uważa ich za ekstremistów.

 

W Niemczech nie ustają spory na temat koronawirusa. Z jednej strony rząd ostrzega, że kraj zaleje „druga fala” i wprowadza nowe obostrzenia, z drugiej – naród zaczyna przejawiać swoją siłę.

Wszystko zaczęło się demonstracją w Lipsku 14 listopada, choć początek był już w piątek. Najpierw we Frankfurcie 2 tys. osób wystąpiło z napisami na kurtkach jak: „Szczepionka cię oswobodzi”, lub „Doktor Mengele“ przedstawiony jako wysoko postawiona niemiecka polityk.

Policja szybko i sprawnie rozpędziła demonstrantów we Frankfurcie armatkami wodnymi i pałkami.

Jednocześnie w dwóch bawarskich miastach członkowie ruchu „Niekonwencjonalnego myślenia” wyszli na legalną demonstrację, ale że zgromadziło się tam więcej ludzi niż zezwolono, policja wszczęła ok. 300 spraw. W Karlsruhe tysiące zwolenników „NM” dopuściło się 200 naruszeń porządku publicznego, chociaż zachowywali się spokojnie.

Wielkie miasta nie są w tym przypadku właściwym miernikiem. Takim stało się małe miasteczko Aurich, gdzie wcześniej obywatele zeszli się dla zabawy. Dziś, ok. 50 zwolenników „NM” - w tym miejscowych i znanych obywateli, zorganizowało protestacyjne wystąpienia. Policja zrozumiała, do czego to prowadzi.

Dziś drobne demonstracje, jutro większe itd. ale co typowe: strzelają wodnymi działami i posługując się inną bronią, zachowują się niekonstytucyjnie. Idzie to w kierunku zmian systemu prawnego. Z tego powodu w sobotę, 14 listopada, spotkali się przedstawiciele służb kontrwywiadowczych (BfV) na wideokonferencji i uznali członków i zwolenników „NM” za prawicowych ekstremistów.

W tym przypadku społeczeństwo poczuło grozę, bo gdyby zebrać do kupy wszystkich uczestników ruchu, naliczono by coś koło miliona osób. Oznacza to tylu ekstremistów? Tak, potwierdził to wiceminister spraw wewnętrznych: „tak zwany ruch „Niekonwencjonalne Myślenie” i jego przywódcy organizują akcje, na które schodzą się prawicowi ekstremiści”. Wiceminister jest wszak urzędnikiem i jego język jest suchy i niewyraźny. Za to premier Bawarii - Markus Söder wyraził się barwnie: „Widzimy, że rośnie konglomerat prawicowych ekstremistów, antysemitów, zwolenników teorii spiskowych, obwiniających polityków o satanizm. BfV musi uważnie, dosłownie: przez lupę, zobaczyć co się tam naprawdę dzieje, ponieważ liczne te grupy chcą zmiany władzy”.

Wszystko jakimś sposobem się wyjaśniło. Członkowie ruchu „NM” to nieprzyjaciele porządku prawnego i jest na czasie się nimi zajmować. W tym przypadku w demokracji jest niewielki wybór.

Mówił o tym wprost w rozmowie dla Rheinische Post burmistrz Hamburga Peter Tschentscher: „zakazać ich demonstracji to nic nie da”. Tschentscher, członek SPD wyjaśnił, że prawo do demonstrowania jest podstawowym prawem każdego obywatela Niemiec, jeżeli jednak niemiecki obywatel nie zgadza się z posunięciami urzędów walczących z „pandemią”, prawo się obejdzie. Na protestach w Lipsku doszło do prawdziwego polowania na czarownice. Demonstranci przedstawili listy dziennikarzy oskarżanych o kłamstwa i podstępy. Do tego nie nosili maseczek i nie zachowywali odstępów, a stąd już krok do bicia policjantów i dziennikarzy.

Tak naprawdę nie chodzi o maseczki i odstęp. Właściwym pytaniem jest to, czy Niemcy wierzą lub nie w konieczność kwarantanny. Wierzą lecz z wielkim trudem. Tym bardziej, że Instytut Roberta Kocha d/s chorób zakaźnych (RKI) stale pracuje pod nadzorem rządu i nie wiadomo na czyją rzecz: dla rządu wspólnie z koncernami farmaceutycznymi, czy dla Przysięgi Hipokratesa, a ta mówi, że chorego nie można okłamywać.

Wybitny epidemiolog Klaus Stöhr, który jeszcze niedawno kierował programem WHO ds. badań nad infekcjami układu oddechowego udzielił stacji NTV długiego wywiadu uznając istnienie wirusa, ale dziwiąc się dlaczego wokół tego jest tyle zamieszania? Dlaczego władza ogłasza stan wyjątkowy, gdy w szpitalach 90% łóżek na intensywnej terapii jest wolnych?

Dalej Stöhr wyraził niepoprawne uwagi. W zimie 2017-2018 była epidemia grypy. Codziennie rozchorowywało średnio 8 tys. ludzi, czyli podobnie jak teraz przy koronawirusie. 60 tysięcy trafiło do szpitali, ale żaden stan wyjątkowy nie został ogłoszony i życie biegło nadal. Nie było też astronomicznych wydatków na naprawę szkód w gospodarce czy pomocy społecznej. Nigdy w tak krótkim czasie Niemcy nie straciły tyle pieniędzy. Co gorsza, mówi się, że żadnych analiz korzyści z tych wydatków się nie prowadzi. Szkoda, że żadnych innych wariantów zwalczania koronawirusa nie dopuszczono. Na zakończenie epidemiolog powiedział coś oczywistego, z czym zgodzą się wszyscy lekarze, o ile nie zapomnieli o Przysiędze Hipokratesa: „Pandemia się skończy, gdy większość populacji uzyska odporność, jak przy wszystkich typach grypy. Do tego czasu dochodzić będzie do sezonowych zachorowań. Ochronić przed tym nie trzeba wszystkich, ale tych bezbronnych – seniorów i chorych, którzy umierają na inne schorzenia częściej niż inni.” Tym sposobem Klaus Stöhr został zwolennikiem ruchu „NM” i ryzykuje, że znajdzie się na liście BfD jako prawicowy ekstremista.

 

Tekst oryginalny: Как запретом демонстраций бороться с пандемией wyszedł 18.11.2020 na fondsk.ru.